- Czy przypomina sobie pan, profesorze naszą ostatnią rozmowę, która miała miejsce tuż po pańskim wykładzie na temat Wszechświata wg Kopernika? - zapytał młody student. Nieruchoma twarz mężczyzny, wpatrywała się w niego jakby oskarżycielsko, zza biurka w swym gabinecie. Nie odpowiedział. Student kontynuował: - Stwierdził pan, że nasz najsłynniejszy astronom nie myli się w swej teorii skończoności naszego wymiaru. Wówczas przyznałem panu rację, natomiast pan poprosił mnie o przedstawienie tezy popartej odpowiednim przykładem. Sformułowałem tezę, podałem kilka przykładów. Jednak pan wciąż był niezadowolony z mej odpowiedzi. O! widzę, że w jednym kubeczku już się przelewa! Zajrzał pod biurko profesora. Przy nogach krzesła, na którym siedział stały dwa kubki jednorazowe wypełnione po brzegi szkarłatną cieczą. Pełen kubek odstawił na bok i zastąpił pustym. - Już wszystko jest w porządku! - powiedział zadowolony z siebie. - Przyczyna wyboru pańskiej osoby jest więc jasna, ponieważ resztę może dopowiedzieć pan sobie sam. Jeśli chodzi o mnie, to kilka miesięcy temu, byłem bliski załamania nerwowego, wie Pan? Podrapał się po głowie udając zawstydzonego. - Nędzna, smętna historia, jednak konieczna do opowiedzenia, jeśli chce pan zrozumieć powagę naszej sytuacji. Poza tym i tak nie ma pan większego wyboru. I bez obaw. Nie pozwolę panu zemdleć. Wysłucha mnie pan do końca, tak? Postukał młotkiem o blat biurka. Podrapał się po szyi i zaczął opowiadać. - Gdyby w tamtym czasie ktoś zapytał, dlaczego się uśmiecham, powiedziałbym, że lubię ten świat takim jaki jest. Może jestem nienormalny, ale coś mnie w nim urzeka. I na tym rozmowa by się zakończyła. Lecz ta osoba nie wiedziałaby czym jest mój świat i o tym, że kłamię.  Ojciec traktował mnie jak kundla.  - Pański piesek się znalazł. Kupić droższą szynkę to od razu zeżre, a mielonkę dzieciom zostawia! - Trzeba było napisać, że nie mogę tego jeść - odpowiadałem w miarę spokojnie. - Pewnie! Tobie jeszcze tłumaczyć trzeba! Weź się w końcu za jaką robotę albo wynoś się z tego domu. Ja tutaj nie chcę darmozjadów widzieć! - wrzeszczał.  Bolało mnie to, że swą złość za nieudane małżeństwo wyładowuje na najbardziej lojalnym z synów. Nie ma i nigdy nie było na świecie sprawiedliwości dla takich jak ja. Często powtarzał mi, że jestem frajerem, gdy był pijany. - Ale tato, co to znaczy? - pytałem. - Mam dopiero jedenaście lat. - Jestem za mały, żeby ze mną pyskować! - krzyczał. Potem koledzy w szkole śmiali się z moich siniaków na policzkach. Dokuczali mi nie tylko z tego powodu. Między innymi dlatego, że nie chciałem robić im krzywdy. Ciągali mnie za włosy po korytarzu, wrzucali buty do śmietnika albo chowali żaby do plecaka. Dzieciństwo należy do marnej przeszłości. Rodzeństwo też odsuwało mnie od siebie. Mimo, że byłem najstarszy nie szanowali mnie bardziej niż chomika który biegał po klatce w kuchni. A matka? Była kobietą, która kłamała całe życie i odkąd pamiętam wykorzystywała mnie do swoich dziwnych krętackich celów. Nie fair też było to, że każdy dostawał 3 razy więcej niż ja. W zamian za to, że byłem grzeczny miły kulturalny i nie pyskowałem. Dzięki mojej postawie nic nie dostawałem. W nagrodę, mówię sobie.  Dziewczyna, którą miałem zostawiła mnie po krótkim czasie i to jej kolejny facet był moją pierwszą ofiarą. Albo nie. Był mordercą mojej osobowości, z którą musiałem żyć prawie dwadzieścia lat.  Kiedyś myślałem, że zabójstwo paraliżuje człowieka. Ale to bzdura. Prawda jest taka, że dodaje mu sił i staje on dzięki temu ponad wszystkimi wokół. Odradza się jako gatunek wyższy, dominujący. Potrafi maskować zimne spojrzenie pod warstwą uczynności i dobroci. Taki był ten śmieszny studencik? Jego tożsamość okazałą się być doskonałą przykrywką! Już pan profesor odgadł, czyje ciało znaleziono nieco ponad pół roku temu w Ogrodzie Saskim? Bez głowy i bez organów. Tak, to on! Jesteśmy podobni, czyż nie? W zasadzie, to nie wiem co ona widziała w tym jego pseudo społecznym wolontariacie. Wolontariat! Koleś okradał staruszków, wie pan? Ciekawe, czy chwalił się jej przy tym jak dostawał przy niej orgazmu, czy tuż po. Dziwi mnie to, że nikt nie podejrzewał jego nietypowej nagłej przemiany. Przemiany we mnie. Miał przecież tak marne wyniki! Satysfakcję dawało mi to, że byłem lepszy w tym, co on robił. Byłem lepszy z nią w łóżku. Tak dobry, że chciała wziąć ze mną ślub! Dlatego musiałem ją poświęcić, dla własnego dobra. Pa pa kochanie! Miałaś swoje pięć minut, a teraz dołączysz do swego kochasia! A co do staruszków... Cóż, gość okradał ich z dóbr materialnych,a ja zabrałem im dobra doczesne. Serce, nerki, wątrobę. Rzecz jasna jeśli były zdrowe i sprawne. Moi klienci nie mogli narzekać. Oczywiście byłem dawcą anonimowym, jeśli mogę to tak nazwać. Po odkryciu pierwszego morderstwa przez policję, musiałem zatrzeć ślady i znaleźć inne źródło dochodu. Niestety moi pracodawcy zostali aresztowani. Ciekawe czemu? Przez przypadek, wykręciłem 997 zamiast 998 i gdy odezwał się dyżurny musiałem powiedzieć, że widziałem jak jacyś podejrzani ludzie, którzy przypadkiem zostawili adres, wynosili coś z mieszkania tej przemiłej starszej pani, którą bardzo lubiłem odwiedzać. Najlepsze jest to, że dostałem pochwałę za pomoc w rozbiciu gangu handlującym organami ludzkimi! Panowie śledczy serdecznie żałowali, że nie byli w stanie dotrzeć do dostawcy. Czemu nie podejrzewali mnie? Ależ byłem podejrzany, lecz nieoficjalnie. Śledzili mnie! Dlatego zająłem się czymś mniej spektakularnym. Ale nie chcę o tym rozmawiać. Powiem tylko tyle, że jeśli ktoś, kto regularnie korzysta z komunikacji miejskiej, z pewnością dostrzegł smutne ogłoszenia czy to na monitorach, gazetkach czy na słupach przy przystankach. Traktujące na temat tajemniczego zaginięcia pani X, która widziana była ostatnio pod blokiem na osiedlu ubrana w ubranie. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Jak jest głupi to niech powie!.  Niełatwo było prowadzić podwójne życie będąc studentem. Zwłaszcza duszą towarzystwa. Bez przerwy ktoś, coś ode mnie chciał. Imprezy, kobiety. Zło konieczne, panie profesorze. Końcem końców, poznałem pana. Nie wiem czemu, ale moja osobowość źle na pana wpływała. Dlaczego? Oderwał kawałek taśmy z policzka bladego mężczyzny po pięćdziesiątce, który przywiązany pochylał się nad własnym biurkiem. Podniósł głowę. Spojrzał na studenta wymierzając mu policzek swym spojrzeniem, tak mocny, że tamten cofnął się mimo wyraźnej przewagi. - Bo nie cierpię tchórzy! - wykrzyknął. Student uważnie obserwował ruchy jego warg. - Widziałem cię, obserwowałem cię od chwili, gdy pojawiłeś się w III semestrze na moich pierwszych zajęciach. Tamten nigdy tego nie robił. Mimo uderzającego, bliźniaczego podobieństwa, w twoim spojrzeniu była pustka. Ta sama pustka, którą ja widzę patrząc w swe odbicie w lustrze. Wiesz, ja zacząłem swą pracę znacznie wcześniej od Ciebie. Zawsze chciałem poznać kogoś z taką pasją jak moja. Nie mogłem się wprost doczekać naszej konfrontacji. Jednak teraz, gdy ja siedzę na tym krześle, upuściłeś ze mnie jakieś 150 ml krwi i bawisz się tym prostackim narzędziem, twierdzę, że nie zasługujesz na to, by chodzić z podniesionym czołem. Odwracałeś twarz za każdym razem zadając ostateczny cios. Zatykałeś ludziom usta, nie dlatego by byli cicho. Nie mogłeś znieść ich próśb! - Dość tego! - wrzasnął student i cisnął młotkiem w profesora, który jęknął uderzony trzonkiem w pierś.  Młody mężczyzna wstał. Odsunął biurko na bok. Teraz między nimi była pusta przestrzeń. Dzieliły ich jedynie spojrzenia. Profesor dyszał ciężko czując ból po swej lewej stronie. Uśmiechnął się jednak mimo pękniętego żebra. - Panie profesorze, przecież dobrze wiemy, jak ten miły wieczór się zakończy. - Moim sukcesem - przerwał wykładowca podnosząc głowę. - Cokolwiek się stanie, to ja wygram w tym starciu. - Nie rozumiem i nie zamierzam rozumieć. Wie pan dlaczego postanowiłem pozbawiać ich wszystkich życia? Pewnie jakąś idiotyczną, psychologiczną, jakkolwiek błędną definicję już pan ma. Jednak prawdą jest to, że moje życie było tak groteskowo nudne, że jedynym ciekawym rozwiązaniem było co? Samobójstwo! A dlaczego? Bo chciałem z ciekawości zobaczyć czym jest śmierć. Chciałem ją poczuć, dotknąć. Chciałem przenieść się do innego ciała, do innego świata, do innego wymiaru. Iść w kierunku białego światła, by sprawdzić, czy to wszystko co mówią jest prawdą. Mówi pan, że jestem tchórzem? Jeśli tak, to nie z tego powodu. Zrozumiałem, że mogę robić coś, czym moje życie uczyni wartościowym. Czerpię satysfakcję ze swej artystycznej pracy. Bawi mnie to, że nikt nie odkrył tego co robię. Cóż, liczyłem, że ktoś to w końcu zrobi, bo ostatnio było o mnie cicho w gazetach, aż sam zamierzałem się zgłosić dla draki. Rozumiem teraz, że pan profesor umyślnie krytykował mnie przy koleżankach i kolegach. Gratuluję, nikt mnie jeszcze nie zwabił w tak zmyślnie skonstruowaną pułapkę.  - A więc wiesz, że to pułapka? - zdziwił się profesor. - Nie to mnie zaskakuje, lecz fakt, że cieszy Cię ta chwila. - Owszem - odparł student. Odetchnął z ulgą odbijając mocny serwis przeciwnika. - Osiągnąłem w swym krótkim życiu wystarczająco wiele, by czuć się dumnym z tego, czego dokonałem. Nikt nie jest w stanie mi zagrozić. Jestem w pewnym sensie nieśmiertelny! Zabawne jest to, że pan profesor nie zauważył, że to, co robiłem w ciągu 10 minut, mogłem robić w ciągu minut pięciu.Duszenie nie zajmuje tak wiele czasu, nawet, gdy ktoś próbuje walczyć. Nieprawdaż? Odwracałem wzrok, nie dlatego by nie patrzeć im w oczy, lecz nastawiałem ucho, by wsłuchiwać się w odgłosy, które wołały mnie zza światów. Słyszałem to w ich sercach. Nawet sobie pan profesor nie wyobraża jak wielu mam tam kibiców! Sam Adolf i Józef są ze mnie dumni. Nie wspominając i tych wszystkich ekstremistach, dyktatorach i całej reszcie hołoty z piekła rodem. Słyszę te dźwięki w chwili ostatniego tchnienia każdej ofiary! Każdego człowieka, który ma coś na sumieniu!I wie pan co zazwyczaj słyszę z ich ust? „Dziękuję“.  Wdzięczność jest tym, co sprawia, że nie mogę pozwolić sobie na niedoskonałość istnienia. Jestem swoistym Aniołem Śmierci. Oni wszyscy mnie pragną, potrzebują, pożądają. Nie spotkałem człowieka, w którego spojrzeniu nie ma śladu pragnienia śmierci. Oni tego potrzebują od narodzin. To jest jedyny cel życia. Nie samo istnienie lecz śmierć. I pan doskonale o tym wie.  - Oczekujesz za to piątki z plusem? - odpowiedział profesor. Uderzenie w siatkę. - Sądzisz, że dzięki temu będziesz lepszy ode mnie? Nonsens! To ja jestem Twoim panem a nie na odwrót! Nigdy, ale to nigdy nie zaznasz spokoju! - Tego właśnie nie pożądam! Chcę cierpienia, chcę bólu, chcę chłonąć to całe zło! tylko dlatego tutaj jestem. Tylko dlatego pozwoliłem panu na ten teatrzyk. Nie mam alergii na ten dziwny gaz, który się ulatnia. Czy nie powinny mnie piec powieki? Czy nie powinienem się dusić? Czy nie powinienem zemdleć by pozwolić panu profesorowi ujść z życiem? Nie, bo to jest moja własna mieszanka! Mówi mi pan, że nie jestem godny! Czyja śmierć z nas dwóch okaże się mniej wartościowa? Pana dla mnie, czy moja dla Pana? - Sądzę, że w tym przypadku poniosłem porażkę. Przyznaję. - oznajmił wykładowca. - Straciłem trafność sądu. Pomyliłem się. Przegrałem. - Ach, jakieś życie bywa przewrotne! - zawołał radośnie student klaszcząc w dłonie tuż przed posępną twarzą profesora. - Uwolnię pana i będziemy działać wspólnie! Aż pewnego dnia pana zabiję, zgoda? Nastała długa, nieoczekiwana przez nikogo chwila ciszy. Zgasły lampy na zewnątrz budynku, a w środki płomień zapalonej świecy. Chłód owiał kark studenta, którego przeszyły dreszcze.  - Widzę, że mam pan potężnych przyjaciół! Lecz czy pan wie, że oni wszyscy nie żyją? - zaczął się obłąkańczo śmiać niemal do łez. - Kierownik obiektu piszczał. gdy rozgniatałem jego jądra tym właśnie młotkiem -podniósł narzędzie z podłogi - Ale postarałem się, by przedtem jak mi podziękował za przysługę, podał listę osób, które mnie śledzą z pańskiego polecenia. Dziwne, że się nie odzywał ostatnio prawda? Ach tak! Przecież miał słabość do lubelskich burdeli! Można w nich przepaść na całe dnie, nie sądzi pan? Dlatego ana nie dziwi jego milczenie. Ależ owszem, lecz pan gustuje w tych dla dam! Nie podzielam tego entuzjazmu. Jednak każdy może mieć jakieś swoje zboczenia. Prawda? Profesor zaczął rzucać się na krześle. Nie był w się uwolnić. Ktoś przytwierdził nogi do drewnianej podłogi. Sapał tylko krótką chwilę plując przed siebie, gdy starał się wypowiedzieć jakieś dziwaczne słowa, tuż przed tym, gdy student uniósł z młotek i zamachnął się nim uderzając profesora w skroń. Ubrudził sobie przy tym koszulę i ulubione spodnie. Wzruszył ramionami i pociągnął mężczyznę za włosy. Nachylił się nad jego ramieniem i wsłuchiwał się w słabnący oddech.  - Chodź do nas - usłyszał głos tysięcy gardeł, po czym jak na rozkaz zapalił zapałkę ujrzawszy jej płomień po raz ostatni. - Uwielbiam ten kolor - szepnął do siebie w myślach i to była przedostatnia rzecz jaką zrobił świadomie.  Wybuch wyrzucił jego ciało na zewnątrz. Zdołał przetrwać tylko dzięki temu, że płomień nie dostał się do płuc. W chwili wybuchu wypuścił powietrze pragnąc usłyszeć to, co wydobędzie się z jego wnętrza. To była ostatnia rzecz jaką zrobił z własnej woli. Lekarz, który go badał stwierdził, że ogień wypalił jego cały aparat słuchowy. Po dokładniejszych badaniach stwierdzono, że od dawna był nieodwracalnie uszkodzony.  Podobno w dzieciństwie, tak opowiadał policji jego brat, wstał którejś nocy z płaczem wołając, że słyszy jak ktoś go woła w bardzo ciemne miejsce. Ojciec wymierzył mu za to potężny cios w skroń. Tak, że chłopiec odbił się od ściany i na zawsze stracił słuch.  Jego własny płacz był ostatnią rzeczą, jaką słyszał.

(Visited 11 times, 1 visits today)