Expecto patronum! – wykrzyknął młody mężczyzna, zataczając nad głową koła czymś, co w jego wyobraźni było różdżką. - Weź się zamknij i siadaj! – rozkazał mu towarzysz, który siedział na pniu zwalonego drzewa i starał się otworzyć butelkę piwa. Zgrabnym ruchem podważył kapsel szyjką drugiej butelki. Niedoszły czarodziej przez chwilę obserwował długi, majestetyczny lot żółtego przedmiotu. Dla niego obracał się on w zwolnionym tempie. - Prawie jak slow motion – szepnął i usiadł na pniu, naprzeciw kumpla. - Co tam marudzisz? - Nic, co byłbyś w stanie pojąć. - Mam wypić tylko swoje zdrowie? – zapytał chowając zamkniętą butelkę między łydki. - Nie pieprz, tylko dawaj. Kolega podał butelkę. Przyjaciel bez problemu otworzył piwo, podwarzając kapsel jednym z kluczy, które nosił w kieszeni. Spojrzał na płaski, twardy przedmiot i w zamyśleniu przypominał sobie jak otwierał nim ciężkie drzwi. Drzwi, które prowadziły do miejsca nazywanego od czasu do czasu domem. Często zastanawiał się, po co gospodarzom aż takie zabezpieczenia. To był budynek, w którym nie było nic szczególnie wartościowego. Kilka pomieszczeń pod wynajem dla studentów, mniej niż standardowe wyposażenie, nadające się do remontu łazienki i kuchnia. Zostawał jeszcze tajemniczy strych. Miejsce, z którego nocą dobiegały dziwne dźwięki. Stukot, skrzypienie, szuranie, niekiedy nawet coś, co przypominało skrzek. Pdejrzewał, że gospodarz trzyma tam gołębie. Poza tym ten człowiek był tak gruby, że prędzej umarłby z przejedzenia, niż dał radę wleźć po schodach na wysokość trzeciego piętra. Jeśli nie ptaki, to co? i Jeśli nie on, to kto? Najpewniej nic, co miało szczególną wartość. - Będziesz to pił, czy zostaniesz tam, gdzie jesteś? Czy czekasz, aż ktoś cię przegoni? Jeszcze okaże się, że w tym zasranym lesie ktoś zechce zbudować autostradę. Ty nadal będziesz siedział i gapił się w otwartą butelkę zwietrzałego piwa. Obudzisz się dopiero po tamtej stronie, gdy drzewo zwali ci się na głowę i wbije w ziemię lub zmiażdzy. Rusz dupsko! - Ależ ty jesteś dzisiaj zgryźliwy! – oburzył się brunet i wysunął butelkę przed siebie. - Nie widzę powodu, dla którego miałbyś rozpamiętywać to, co się stało – odparł długowłosy i również wysunął przed siebie butelkę – Przecież kurwa wiesz jak jest. Brzdęk szkła i wszystko jest po staremu. - Twoje zdrowie – powiedzieli jednocześnie i mimo zabawnego zbiegu okoliczności żaden z nich się nie uśmiechnął. - Zajebiste piwko – powiedział brunet. - Zaiste hendogo – odpowiedział długowłosy i wypił na raz połowę butelki. - Jak myślisz? – zaczął po chwili brunet – Czy baba, która wymyślała nazwy dla tych śmiesznych zaklęć z Harryego Reportera odczuwała przy tym jakaś ekscytację? - Wątpię, by dostawała od tego orgazmu, jeśli o to pytasz. Ale kto wie, co robiła ze swoją różdżką w sypialni? Zamyślenie, jakie wymalowało się na twarzy Kazika sprawiło w chwili wypowiedzenia tych słów sprawiło, że Grabarz, który siedział na wprost niego, wybuchnął śmiechem tak donośnym, że spłoszył ptaki siedzące na gałęziach pobliskich drzew. Po chwili Kazik dołączył do przyjaciela i razem zanosili się obłąkańczym, beztroskim śmiechem. Ocierając łzy, długowłosy powiedział: - Dopijmy to piwo i spadajmy stąd. Towarzystwo mi nie odpowiada. - Nie ma problemu stary. Tylko nie zostawiajmy butelek. I poszukaj kapsla. Kazik spojrzał na niego pytająco i po chwili zastanowienia trwającej nie dłużej niż pół sekundy skinął głową. Obaj młodzi mężczyźni dokończyli spożywanie alkoholu tuż przed zmrokiem i ruszyli z miejsca. Kazik, który tak wymownie podkreślił swą opinię na temat entuzjazmu pisania J.K. Rowling odwrócił się nagle. Stopą zagarnął suche liście, przykrywając wystające z ziemi palce kobiecej dłoni. - Teraz jest idealnie – szepnął – Śpij dobrze, kochana. Miło było cię poznać.
(Visited 63 times, 1 visits today)